Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/428

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wszystko się zmieniło. Wyzysk i spekulacja wtargnęły nawet do Islamu. Smutne to, lecz także już piętno wieku!
Przejeżdżamy główną zatłoczoną ulicę handlową safijskiej Medina. Długie rzędy sklepików ciągną się z obydwóch stron ulicy. Kupcy berberyjscy, arabscy i żydowscy robią tu swoje interesa i widocznie, dobre, bo wszyscy są otyli, pewni siebie i spokojni.
Docieramy do bramy, w grubym murze wyciętej. Le Glay zatrzymuje samochód i mówi:
— Najładniejsze miejsce w Safi! Cała jego historja i obyczaje zebrane razem!
Istotnie obraz nad wyraz malowniczy!
Stoimy przed bramą. Przez jej tunel, już opanowany przez gęsty fioletowy mrok, wyłania się, niby z czarnej ramy, zawieszony na szczycie góry Keszla z murami i wieżami, czepiającemi się stromych, skalistych stoków głębokiego wąwozu.
To — naprawo od nas, gdzie odczytuję stronicę z czasów walk sułtanów Saadien z portugalskiemi wojskami. Zamek stoi w szkarłacie, niby we krwi lub w ogniu. Dekoracja — odpowiednia do dziejów tego okresu!
Na lewo, na niewysokim pagórku — widzę kilka drzew palmowych i jedną nad drugą duże, białe, kopulaste kubby Sidi Abd-Er Rahman’a i Mulej El Uafi, jeszcze wyżej, jakieś niskie zabudowania, a nad niemi — słupy dymu.
Nowy rozdział historji Mahrebu odsłania się przede mną. Oglądam miejsca, gdzie nauka Proroka przetrwała mimo surowości i okrucieństwa portugalskich gubernatorów i zmagania się dwóch ras i dwóch idei. W tem zmaganiu, kult, uprawiany przy obu kubbach, odgrywał wielką rolę, rozpalając ekstazę religijną i podtrzymując fanatyzm, odwagę i poryw, niezbędny do zwycięstwa.
Przed nami leżał plac, zatłoczony białemi postaciami tubylców, przekupniami, małemi straganami i namiotami z towarem miejscowego wyrobu.