Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aż na Jana Chrzciciela wieczorem przybiegł goniec z zastawy Jaksickiej z doniesieniem, iż na całej Wiśle dokoła Torunia widać dymy okrutne.
— Azaliż to oni? — rzucił pytanie starosta patrząc na uważnie słuchającego oboźnego, lecz Puchała tylko ręce rozłożył.
Tymczasem tam za Wisłą działy się rzeczy szalone sprawcami zaś ich byli Zawisza, Komarniccy i Popiel. Andrzejko z Waśkiem osobno w Inowrocławiu, Komarniccy na własną rękę w Brześciu Kujawskim przekonali uciśnionych przez komturów[1] chłopów, by za kłonice, kosy i topory się wzięli i pohulali z krzyżackimi braćmi służebnymi i „witingami“, jak nazywano Prusaków-pogan, w wojsku zakonnym służących z musu. Do chłopców przyłączyły się załogi obu miast i tak to spora kupa ludu zbrojnego idąc nocami dotarła do lasu Służewskiego i tam zrobiła zasadzkę przy drogach. Po zachodzie słońca kilku ludzi podpaliło naraz Nieszawę, Murzynowo, Glinie i inne osady, zagarnięte przez Zakon a ukryte pod skrzydłami groźnej twierdzy toruńskiej.
Komtur Jan hrabia Sajn wypadł na czele wyborowego hufca dopiero co przybyłych gości cudzoziemskich — rycerzy, wstępujących do wojska Zakonnego, gdyż myślał, że to król wojnę znienacka rozpoczyna i chciał pierwszym zwycięstwem wsławić się przed krwawym i zawistnym komturem Wallenfelsem. W płonących wioskach nie znalazł jednak żadnego wroga i tylko drogą ku lasowi pomykało pięciu jeźdźców.

W pościgu za nimi wpadł zapalczywy hrabia Sajn do Służewskiego boru i tu zaczajeni w haszczach i po naprędce pobudowanych zasiekach Polacy sypnęli mu z bo-

  1. Komtur — dowódca chorągwi krzyżackiej.