Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ten okrzyk padł jak grzmot i jak echo odpowiedziały mu natychmiast krzyki ukrytych chłopaków, gramolących się ze swych skrytek.
Bogdanko, nie czekając na nich, na odlew gruchnął pięścią jednego z siedzących na wiosłach rybaków, a ten niby kamień ciśnięty z katapulty[1] wyleciał w powietrze i plusnął do nurtu. Drugiego dosięgnął chłopak wiosłem i zepchnął do wody, z radością spostrzegłszy, że związane łodzie trzymają się mocno i nie przechylają się zbytnio na wodzie.
Pozostali w jednej chwili stłoczyli się na rufie. W rękach ich błysnęły szable, wyciągnięte spod długich kapot.
Bogdanko i Andrzejko porwawszy za wiosła grubymi ich końcami poczęli grzmocić szpiegów, ale nie wiele to pomóc mogło przeciwko ciężkim szablom.
Sytuacja stawała się trudna, bo przeciwnicy widząc, że napastnicy nie mają długiej broni, jęli już nacierać na nich.
Chłopcy odbijali się wiosłami jak maczugami.
I raptem wszystko się zmieniło.
Nad głowami Bogdanka i Zawiszy zaszeleściło coś nagle i furknęło obsypując ich kroplami zimnej wody i żwirem a — na ludzi nacierających z szablami opadła ciężka od wody sieć i okryła ich.

Raszko i Waśko zarzuciwszy ją zręcznie jak rysie skoczyli ku szpiegom. Błysnął nóż w ręku młodego Popiela i jeden z przeciwników krzyknąwszy przeraźliwie runął na dno łodzi.

  1. Maszyna wojenna, wyrzucająca kamienie lub duże, ciężkie strzały.