Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było, straszliwie ciężkie i z gruba wykute niby dla jakiegoś okrutnego olbrzyma.
— No, smyki, stawajcie kowalowi! Wydra, bić się będziesz na młoty!
— Uhu-u-u — zaryczał przez przyłbicę kowal.
— Co on nic nie gada ino mruczy jakby niedźwiedź? — uśmiechnął się Raszko.
— Niemowa on... Tatary jego w jasyr zabrali i Turkom sprzedali, a gdy Wydra umknął ludzi im pobiwszy, złapali go i język mu ucięli bisurmany. Zawisza w jednej bitwie, gdy węgierską prowadził chorągiew, odbił go Turkom i do Garbowa przywiózł... — opowiadał Krystyn, a Wydra przestępując z nogi na nogę kwilił cienkim głosem:
— I-i-i-i...
Trzeba było jednak stawać do próbnej walki. Chłopcy wnet się przekonali, że kowal zna się na sztuce władania bronią nie zgorzej od Krystyna, a siłę ma straszliwą.
Dwóm z nich, gdy nie zdążyli jak się należy zasłonić tarczami, rozłupał je na drzazgi ciosem młota i stanął pochyliwszy się na rozkraczonych nożyskach i mrucząc:
— Uhu-u-u-u...
I na topory i na miecze ciężką z nim mieli przeprawę „orły beskidskie“, ale wszakże dali sobie z nim radę i z koła, zakreślonego na ziemi, jeden po drugim wypchnęli niemowę.
Krystyn Chwalibóg klasnął w dłonie z radości i po brodzie się głaskał wykrzykując:
— Teraz dobra nasza... Możecie choćby największemu graczowi na topory — komturowi tucholskiemu, Henrykowi von Szwelbornowi, stawić czoło... Pobić was, to w końcu może i pobije, ino przed tym napoci się, namozoli niemało...
— Dzięki wam, cny Krystynie, i cześć za naukę! Nigdy wam tego nie zapomnimy! — wołali chłopcy.