Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, nie długo już pamiętać będziecie, bo Kostucha chodzi dokoła mnie jak zły pies...
— Tedy modlić się za duszę waszą będziemy...
— Ech! Chciałbym ja doczekać dnia wielkiej z Krzyżakami wojny... bo słysz, król nasz, choć Litwin i od niedawna chrzczony, szczerze o ostatniej rozprawie z Zakonem przemyśliwa, by przez Krzyżaków zagarnięte ziemie pomorskie, mazowieckie i litewskie odzyskać... — radosnym głosem ciągnął Chwalibóg. — Powiadał mi Zawisza, gdy do króla wybierał się, że pierwszy bój zacznie przed Wielką Chorągwią ziemi krakowskiej, no, a gdzie Zawisza Czarny — tam na wrogi śmierć czarna!
— I my z nim pójdziemy do bitwy! — zawołali w jeden głos chłopaki.
Stary pokiwał siwą głową i rzekł:
— Cichajcie, malcy, cichajcie, dzieciuchy, cichajcie, orliki! Wasz czas przyjdzie, bo mnogich wrogów poskromić musi ojczyzna, by żyć w spokoju i sławie! W tej wojnie pod panem Pawłem Herburtem z Felsztyna i Marcinem Kmitą stawać będziecie i swoje tam zrobicie... Bo gdzież wam jeszcze do Wielkiej Chorągwi, w szeregu z Zawiszą?! Hej, tak miarkuję, że staną tam jako „przedchorągiewni“ najsławniejsi obok Zawiszy — Florian herbu Jelita, Domarat Grzymalita, Skarbek herbu Habdank, Paweł Złodziej herbu Niesobia, Jan Warszawski Nałęcz, Stanisław z Charbinowic Sulimczyk, Jaksa z Targowiska znaku Lis... Znam tych najdostojniejszych!
W oczach starego Chwaliboga błysnęły łzy wzruszenia i porywu.
— Najdostojniejsi obok pana mego!... — szepnął. — Oby się doczekać, oby!...
— Bóg pozwoli wam doczekać się, panie, owego dnia — pocieszył go Andrzejko.