Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ów młodzian mocno poranion ze śmiercią za bary się wodzi, a do zmysłów przez lekarza — Czecha przywiedzion, kazał mi, abym wnuczce twej, cny Gniewoszu, napisał, iż do ostatniego tchu ów młody Zawisza w sercu i myślach mieć ją będzie, gdyż umiłował ją nad życie... — takie słowa umieścił w swoim piśmie do krewniaka Jarosław Grzymalita i na pocieszenie dodał:
— Ino tak sądzę, że z takiego mocnego ciała nie rychło dusza drogę sobie znajdzie i — zdrów jeszcze będzie ów Andrzejko Zawisza, acz młody ale już znamienity wojownik.
Pan Jarosław zgadł. Lekarz-Czech, troskliwy starosta Janusz z Brzozogłowy i opieka Waśki i Bogdanka zdziałały, że wydobrzał Andrzejko. Pozostała mu tylko szeroka kraśna blizna od ucha do ciemienia, no i kaszlał długo jeszcze i nie mógł krzyknąć głośno. Już w dwa niespełna miesiące potym siedział na koniu w pierwszym szeregu chorągwi pana Herburta — inny już, niż dawny Andrzejko, ni to mąż dojrzały i doświadczony. Wojownicy czekali na króla, gdyż Władysław Jagiełło miał przegląd zrobić chorągwiom na polu Werskim, zanim nastąpiłoby rozpuszczenie wojowników kresowych po domach.
Stojąc na prawym skrzydle rozglądał się Andrzejko po szeregach i myślał o tym, że wojna — to tęgi kosiarz!
Wykosiła ona zagon ziemi przemyskiej, wykosiła!
Ledwie — ledwie trzecia część kiryśników pozostała.
Odpadli na zawsze, wyszczerbili się Tureccy, Jaworscy, Dzieduszyccy, Kulczyccy, Sozańscy i Matkowscy..
Poległ pan Marcin Kmita, nie było Jura z Rybotycz, spod Grunwaldu nie powrócił zadzierżysty Spytko