Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Anglika i sam zadawał ciosy, czekając chwili, aż jego koń oprze się o piersi idących z tyłu. Ledwie przystanął na

Andrzejko odbił miecz przeciwnika i uniósłszy się w strzemionach opuścił stal.