Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przygnębienie i zniechęcenie ogarnęło ludzi.
Skorzystał z tego obrotny Henryk Bluehm, wysłaniec związku przemysłowców i bankierów. Zwołał on potajemny wiec „przedstawicieli setek“, i przedstawił im w zgęszczonych barwach nowy obraz życia osady. Dowodził w dosadnych i energicznych słowach, że zamach socjalistyczny nie udał się, z czego skorzystała rada i wprowadziła rząd silnej ręki, tworząc coś nakształt przedsiębiorstwa państwowego.
— Dziś mamy sąd doraźny, pierwszych więźniów i pierwsze ofiary terroru rządzącej bezprawnie grupy, jutro — oznajmią nam, że musimy pracować wyłącznie dla rady, nic nie pobierając za naszą pracę i mękę na tej przeklętej północy! — krzyczał.
— Prawda! Prawda! — podtrzymali mówcę stronnicy jego.
— Quelle canalla! — rozległ się szyderczy głos Esuperanzo Gradaza.
Bluehm rozwijał dalej swoją myśl, coraz bardziej przerażając słuchaczy możliwością wyzysku i gwałtu ze strony rady, aż wkońcu przeszedł do tego, co było celem jego wystąpienia.
— Obywatele! — wołał. — Zdaje mi się, że niema wśród nas człowieka, któryby nie zrozumiał, do czego prowadzą nowe rządy „Złotej Studni“? Korzystając z bezkarności, zamierzają one wprowadzić pańszczyznę, niewolnictwo, aby kierownicy rady mogli się jaknajrychlej wzbogacić i drapnąć do Europy, pozostawiając nas na pastwę losu...
— Que canalla! Trzymać mocno Esuperanzo Gradaz, bo... — ryknął Hiszpan, lecz natychmiast umilkł.
— Obywatelu Gradaz, jeżeli panu się nie podobają