Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Socjaliści, którym przewodzi Barbier, i wysłańcy kapitalistów pod wodzą Bluehma, — objaśnił inżynier. — Pierwsi mają otrzymać broń, drudzy — alkohol i tytoń. Kapitał lubi przyglądać się, gdy inni puszczają sobie krew, sam zaś woli — kusić złotem lub inną trucizną...
— Ta-ak! — odparł w zamyśleniu Pitt. — To bardzo prawdopodobne i... smutne.
— Pan się obawia? — spytał Gérome.
— Obawiam się, że „Północne Złoto“ rozpocznie działalność od surowych rządów... — mruknął kapitan i zacisnął zęby. — Dziękuję panu! — rzekł po chwili, podając rękę inżynierowi. — W każdym razie liczę na pańską pomoc?
— Spodziewam się, że nie zawiodę nadziei kapitana — odparł Gérome, śmiało patrząc w oczy Pitta.
Na trzeci dzień pobytu w Wardo flotylla wypłynęła na wschód.
Statki posuwały się teraz znacznie wolniej, ponieważ Mikołaj Skalny zaopatrzył wszystkie w grube i mocne opancerzenie z belek i w wiszące fendery, które osłabiały parcie lodów na kadłuby parowców, lecz hamowały też szybki bieg okrętów.
Pływanka odbywała się przy cichej pogodzie aż do cieśniny Karskiej.
Przesunęły się smętne, jednostajne brzegi wysp Suchanina z nagiemi skałami, gdzie gnieździły się niezliczone stada ptactwa morskiego, a fale wyrzucały na zdziary cienkie tafle kry, skrzącej się na słońcu, jak kryształy.
Mikołaj Skalny i kapitan nie schodzili z mostku.
Statki zbliżały się do Karskiej cieśniny, gdzie oba-