Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



SERCE POD HABITEM

Przejechaliśmy właśnie Sudan, umierający w nawałnicy płomiennych fal słońca. Zatrzymaliśmy się przy wiosce murzynów Malinké, aby nalać wody do maszyny, gdy nagle zbliżył się do nas zakonnik w białym habicie i z czarnym krzyżem na piersi. Z pod nasuniętego na oczy hełmu spokojnie patrzyły duże piwne oczy; łagodna, starannie wygolona twarz zdradzała powagę i skupienie. Tylko silnie zaciśnięte usta mówiły o cierpieniu, jeszcze nurtującem.
— Nie mogę pozwolić państwu odjechać bez odwiedzenia naszego skromnego klasztorku! — rzekł mnich. — Jestem tu przełożonym, nazywam się brat — Piotr.
Niedaleko od osady murzyńskiej ujrzeliśmy długi, szary budynek, wzniesiony z ubitej gliny sudańskiej. Nad wejściem, dla wszystkich zawsze otwartem, wisiał mały dzwon kościelny. Cały szereg małych dziedzińców, zarośniętych drzewami mangowemi i pomarańczowemi, prowadził w głąb siedziby Białych Ojców.