Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Reclus, i dużo nam opowiadał o znakomitym geografie, zabawiając nas do chwili, aż mogliśmy opuścić pokład i dotknąć twardej ziemi.
Nawprost przystani — całe góry orzechów ziemnych (Arachis hypogea), tego bogactwa Senegalu, skąd już obecnie wywożą do Europy tyle tego produktu, że wydobywanym z niego olejem pokrywa się połowę zapotrzebowania przemysłu.
Wszędzie na brezentach, zabezpieczających od piasku stosy towarów, i na ziemi leży warstwa z łupin arachidów. Mimowoli przypominam sobie pierwsze miesiące bolszewickiej rewolucji w Petersburgu, gdzie wszystkie ulice, place, publiczne lokale były na metr zasypane łupinami ziaren słonecznikowych i tych samych orzechów ziemnych, dostarczanych przeważnie z Chin. Rozbestwiony, zbałamucony tłum wałęsał się wtedy w krwawych oparach po stolicy Rosji i dla rozrywki, a po części i dla złagodzenia głodu pluł temi łupinami na chodniki ulic i na posadzkę sal teatralnych, galeryj obrazów, cesarskich pałaców i kościołów; ktoś złośliwy nazwał je „orzechami rewolucji“.
O jakie sto metrów od przystani stał dość malowniczy budynek dworca wąskotorowej kolejki, z kursującym raz na tydzień pociągiem z Dakaru, stolicy francuskiej Afryki Zachodniej aż do Bamako, stolicy Sudanu.
Na wysokim płaskowyżu, otoczonym kilku palmami, rozplanowano duże, bogate, ruchliwe miasto z wznoszącym się nad niem pięknym i majestatycznym pałacem generalnego gubernatora.
Mamy bawić w Dakarze aż trzy doby, bo nasz „Kilstroom“ wyładowuje prawie wszystko, co mieści jego wnętrze, nadspodziewanie obszerne i głębokie. Z przyjemnością przenosimy się na te trzy dni do hotelu, aby odpocząć trochę od ciągłego bujania na naszym miłym stateczku i zwiedzić miasto, złożywszy przedtem wizytę wielkorządcy Zachodniej Afryki.