Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pod olbrzymim, usychającym konde siedział Y z głową wspartą na dłoniach. Usnął, lecz spał bardzo krótko. Otworzył oczy, sprawdził, czy czaty stoją na swoich miejscach, i zaczął nasłuchiwać.
W dżungli panowała niczem nie zmącona cisza.
— Źle! — mruknął do siebie wódz. — Wszystkie zwierzęta dawno już odkoczowały...
Jakgdyby odpowiadając mu, skądś zdaleka doszło głuche, urwane, smutne wycie.
— To niari wydaje swój krótki poryk — pomyślał Y. — Ale niari przez noc potrafi nieraz przebiec dużą przestrzeń...
Istotnie echo przyniosło głos geparda.
Ten kot o wysokich przednich łapach i nieruchomych pazurach nie obawia się odwiedzać pozbawionych wody miejscowości, gdyż robi z łatwością znaczne przebiegi.
Był to jedyny głos, słyszany tej nocy. Małpy i papugi nie odzywały się wcale.
W poszukiwaniu wody porzuciły one tę część dżungli.
Coraz większy niepokój szarpał serce małego wodza. Tak bardzo pragnął doprowadzić swoich towarzyszy nad rzekę, gdzie potrafiliby przetrwać głodowy okres posuchy!