Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Był to najstraszniejszy dzień w życiu bohaterskiego hetmana. Wtedy to przywołał do siebie Aleksandra Lisowskiego i, za ręce go porwawszy, zapytał:
— Pomnisz, waść, nasze narady w Smoleńsku?
— Pomnę! — odpowiedział wojownik ponuro, bo już wiedział, co rzeknie doń hetman.
— Przyszedł czas, abyś porażkę naszą sławą, grzmiącą na świat cały, okrył! — szepnął Chodkiewicz.
— Uczynię tak... — szeptem odpowiedział groźny pułkownik.
— Ojczyzna wdzięczna ci będzie, rycerzu!
— Wdzięczności nie czekam, bo o nią u nas trudno! Nie potrzebuję jej... obym tylko serce miał ukojone myślą, że dla Rzeczypospolitej znój mego życia oddaję.
— Ja cię bronić będę! — zawołał hetman. — Tam — na dworze królewskim i na sejmie nie pojmą wielkości twego szaleństwa, za zbrodnię i hultajstwo poczytywać je będą, ale, przecież, ty nas obronisz w odwrocie! Pamiętaj, że masz wstrzymać na sobie wojewodów wschodnich, aby — na pomoc Pożarskiemu pośpieszyć nie mogli. Ja zaś przez ten czas zdążę króla do sprawy nakłonić, Smoleńsk obwarować, w armatę opatrzyć, granice nasze osłonić, bo suponuję, przy takiem szczęściu bojowem, Moskale rzucą się ninie na nas i wojnę do Rzeczypospolitej przeniosą, tylko patrzeć! Wielkiego czynu twego sejm nie pojmie, lecz gdy o jego skórę pójdzie, w głowę się podrapie...
— Wasza dostojność, ja dawno o tym czasie i sposobności myślę — na kulbace, w pochodzie i nieraz w sieczy nawet!... Ja na sobie wstrzymam wszystkich wojewodów wschodnich, północnych i południowych! Nikt z nich nie będzie pewien ani dnia, ani godziny! Zgliszcza, zwaliska, pola stratowane, trupy, krew i łzy