Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
50
F. ANTONI OSSENDOWSKI


za miłość do patrjarchalności święto-rosyjskiej, za przywiązanie do kurnych chat, zabobonów, kołtuniastych, zawszawionych bród więzieniem dręczył i kijem zatłukł...
Włodzimierz siedział nieruchomy, nie rozumiejąc, co się stało z Ostapowym.
— Pijany jestem! — zaśmiał się na cały głos profesor. — Pijany! Rosyjski człowiek szczęśliwszy jest od innych. Ma ucieczkę od bólu, rozpaczy, wyrzutów sumienia... Zachodni człowiek w takich wypadkach strzela sobie w łeb, rzuca się do rzeki lub stryczek sobie z szelek zakłada i — kaput! A my — dajemy nura do Nirwany — wódki — matki! Ha-ha-ha! Tak, mój młodzieńcze, i pana to nie minie, bo masz za dużo w głowie i w sercu... Awdotja, dawaj wódki i dwa kieliszki! A ruszaj się, jak najzwinniejsza gracja, na Bachusa!
Wystraszona służąca przyniosła nową karafkę. Ostapow nalał do kieliszków i, podnosząc swój, rzekł.
In vino veritas! Ave, amice, morituri te salutant! Bibamus!
— Ja nie będę pił! — opryskliwie, z obrzydzeniem odpowiedział Uljanow.
— Nie godzien jestem w tak szlachetnej kompanji... — zaczął złośliwym, szyderczym szeptem Ostapow i raptem skurczył się cały, zbladł, drżeć zaczął i oglądać się na wszystkie strony, mrucząc:
— Widzisz? Widzisz! Tam! Tam — znowu! Jak iskierki... Zapalą się... zgasną i znów się zapalą... To oni!... Idą... urągać będą... przeklinać...
Włodzimierz mimowoli spojrzał w kierunku ręki Ostapowa. W półciemnych kątach czaił się mrok, na ścianach ledwie dostrzegalne pełzły cienie, rzucane przez migający płomień lampy i palących się na biurku świec.
— Nikogo niema! — rzekł spokojnym głosem, patrząc na profesora.
— Nikogo?... Tymczasem... ale przyjdą... O! oni nigdy nie wybaczą i przyjdą... — szeptał Ostapow.
Umilknął i po chwili mówić zaczął, nie patrząc na siedzącego przed nim Uljanowa:
— Judasz zdradził Chrystusa, miłując go, lecz straciwszy