Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/523

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.






ROZDZIAŁ XXXVI.

Na Czerwonym Placu naprzeciwko katedry św. Bazylego Błogosławionego, najeżonej kopułami, połyskującej barwną emalją ścian, łączącej w sobie przesyt Bizancjum z barbarzyńską pychą wschodu, powstał dziwny budynek.
Drewniany, jednobarwny, geometrycznie pierwotny, ciemny, prawie czarny. Tworzą go ściśle określone płaszczyzny, bryły ciężkie, bez polotu wyobraźni i natchnienia.
Tak budowali przed tysiącoleciami jęczący niewolnicy w Neniwie i Babilonie, tak wznoszono świątynię Salomona i pałace władców Egiptu. Ciężko i groźnie, bo wśród wznoszonych murów siedzibę miały straszliwe bóstwa z Tygrysu, Eufratesu z ziemi Chanaańskiej i Akkad, albo bogom surowym równi królowie czterech stron świata, potomkowie Assura Bela, Ra — słońca niszczącego.
Na frontonie widnieje jedno tylko słowo „Lenin“.
Tu złożono zabalsamowane zwłoki dyktatora proletarjatu.
W trumnie szklanej, w bluzie wojskowej, z gwiazdą orderu „Czerwonego Sztandaru“ na piersi, spoczywa Lenin.
Żółta, pergaminowa skóra jeszcze bardziej podkreśla mongolskie rysy twarzy; zaciśnięta prawica, nieustępliwa i zawsze do ciosu gotowa, nie zmiękła w obliczu śmierci i pozostała jako młot kowala-burzyciela.
Zdawać się mogło, że grobowiec groźnego Tamerlana, został przeniesiony z serca Azji tu, do Moskwy, gdzie panowali przez stulecia całe potomkowie Dżengiza — Mongoła, pół-tatarscy kniaziowie moskiewscy i nareszcie w wieku XX-ym — pół-Mongoł, myślą powracający do niezmierzonych stepów azjatyckich, górskich wąwozów dzikich, z gnieżdżącemi się w nich hordami, znającemi tylko zniszczenie.
Długi wąż ludzi od brzegu rzeki ciągnie się do mauzoleum Lenina.

30*