Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
24
F. ANTONI OSSENDOWSKI


— No, dość, dość już, sąsiedzie, Pawle Iwanowiczu! Zrobiliście swoje, patrzcie: baba pokrwawiona i już wstać nie może. Dość!
Chalin podniósł na niego ponure, oszalałe oczy, nagle się uspokoił i prawie ze łzami uskarżać się zaczął:
— Nie ustrzegła dziewki, nędznica! Co ja teraz pocznę? Będę bękarta karmił? Pięćdziesięciu rubli stary złodziej Milutin nie chce zapłacić... Już ja mu na jesieni, gdy spichrze będzie miał wypchane żytem, „czerwonego koguta“ puszczę w jego legowisku, zaświecę panu wysokorodnemu, szlachetnemu, gorącą łuną w oczy, jak mi Bóg miły! Nie zapomni on mnie!
— Nie dobrze gadasz, sąsiedzie! — upomniał go jeden z wieśniaków. — Nie daj, Boże, do policji dojdą takie słowa! Zgnijesz w więzieniu, nie inaczej!
Chalin jeszcze się żalił i odgrażał. Skorzystała z tego leżąca na ziemi, pokrwawiona baba, z jękiem wstała i poszła do chaty.
Sąsiedzi, omawiając krzywdę dziewczyny i słuchając skarg wieśniaka, uprowadzili ze sobą chłopa.
— Pobiegnę do domu, bo trzeba bydło napoić — rzekł Sieriożka i popędził ku domowi.
Wołodzia nie ruszał się z miejsca. Nadsłuchiwał co się działo w izbie.
Obydwie kobiety szlochały i zawodziły żałośnie.
Umilkły jednak i coś mówiły do siebie cicho, szeptem, niby spisek knuły.
Wkrótce z chaty wyszła dziewczyna. Pod pachą niosła grube zwiniątko płótna i żółtą chustkę w niebieskie kwiaty.
Chłopak czuł głód, lecz nie opuszczał swej skrytki.
Widział, jak powracał do domu Paweł. Szedł, słaniając się, gadał do siebie, wymachiwał rękami. Próbował nawet zaśpiewać i zatańczyć, lecz zachwiał się na nogach i ledwie nie runął na ziemię.
Wwalił się prawie nieprzytomny do domu, gdzie zbita, pokaleczona żona szybko ułożyła go na posłaniu i ściągnęła buty.
Wołodzia słyszał, jak pijany chłop chrapał i przez sen wykrzykiwał przekleństwa.