Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
25
LENIN


Wieśniaczka wyszła przed furtkę i wyglądała kogoś niecierpliwie.
Posłyszawszy kroki od strony ogrodu, zebrała kilka kamieni, leżących na podwórku i ułożyła pod ścianą domu, dalej od okienka.
Zbliżyły się do niej dwie kobiety.
Jedna z nich — Naśćka, o wystającym z pod fartucha brzuchu, spłakana i wystraszona; druga — mała, przygarbiona staruszka, znachorka wiejska. Żółta, poorana czarnemi, głębokiemi zmarszczkami twarz miała skupiony wyraz. Czarne, okrągłe, jak u ptaka, oczy biegały niespokojnie.
— Zwolnij, ciotko, dziewczynę od dziecka! — szepnęła wieśniaczka. — Po żniwach, rubla srebrnego przyniosę! Na Chrystusa przysięgam!
— Spieszcie się, spieszcie się! — mruczała, zakasując rękawy, znachorka.
Matka pomogła Naśćce położyć się na kamieniach. Leżała tak, że brzuch wypiął się niby rozdęty kadłub konia, który padł przed trzema dniami i leżał w lesie, gdzie o gnijące ochłapy gryzły się psy.
Staruszka poszperała koło ubrania dziewczyny i mruknęła:
— Daj-no, sąsiadko, deskę...
Wieśniaczka przyniosła ciężką, szeroką deskę, na której prano bieliznę.
Znachorka, wykrzyknąwszy niezrozumiałe słowa zaklęć, podniosła ją i z całej siły uderzyła leżącą w brzuch. Rozległ się zduszony jęk i cichy płacz, po nim nowe ciosy.
Trwało to długo. Jęki, zgrzyt zaciśniętych zębów i głuche odgłosy uderzeń...
Dziewczyna przeraźliwie krzyknęła i zamilkła.
— Już... mruknęła starucha. — Przynieś teraz wody i świeczkę kościelną!
Bełkocąc zaklęcia, pryskała na nieruchomą Naśćkę wodą i chodziła dokoła ze świeczką w ręku, powtarzając bez przerwy:
— Panie, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!
Matka pochyliła się nad leżącą dziewczyną i nagle odbiegła, przecierając przerażone oczy, chwytając się za włosy i szepcąc: