Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/517

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.






ROZDZIAŁ XXXV.

Lenin przed chwilą wysłuchał raportu profesora instytutu weterynaryjnego.
Myślał o tem i szeptał:
— To straszne! Rękawica — rzucona całemu światu cywilizowanemu! Natura wydaje na świat przerażające potwory!
Zaczął przypominać sobie opowiadanie profesora:
— Wynalazł nowe bakterje. Wyhodował je... „Czeka“ dała mu „żywy materjał“, ...osiemdziesięciu aresztantów politycznych. Sprawdził na nich działanie swoich bakteryj. Wywołują paraliż i zabijają w ciągu kilku minut. Ma zamiar umieszczać je w pociskach, rzucanych z samolotów. Niezawodna, skuteczna broń! Osiemdziesięciu ludzi już uśmiercił. Potwór nauki! Kat, jak Dzierżyński...
— Jak ty sam... rozległ się nieuchwytny uchem szept.
Rzucił się na fotel.
Cierpienie wykrzywiło mu twarz. Skośne oczy mongolskie wyszły z orbit.
Porwał go doznawany coraz częściej dręczący ból głowy. Zdawało mu się, że była wykuta z kamienia ciężkiego i z jednego tylko miejsca płonącym potokiem wyrywały się myśli bezładne, pogmatwane, męczące.
— Stalin, marzący o trwaniu Rosji w chaosie rewolucji, mimo ostatecznej zguby... Rykow, zawsze pijany, krytykujący dyktaturę proletarjatu... Chłopi oporni, łączący się coraz bardziej... Profesor z bakterjami, zębami wyrywający serca osiemdziesięciu politycznych aresztantów... Bunt w więzieniu Sołowieckiego klasztoru i wymordowanie zamkniętych w niem ludzi... Nieruchome fabryki... Głód... Socjalizm po dwuch miesiącach!...
Krzyknął i runął na podłogę.
Znaleziono go leżącego bez ruchu...
Przeniesiono na łóżko.