Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/516

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
460
F. ANTONI OSSENDOWSKI


— Opuść strzelby! — skomenderował oficer-Łotysz. — Na lewo zwrot, marsz!
Łotysze, oglądając się nieufnie, szybko odeszli.
Rosyjscy żołnierze zdjęli czapki i, zarzuciwszy karabiny na ramię, szli przed pochodem. Głosy ich łączyły się z chórem pobożnych, śpiewających:

„Chrystus powstał z martwych,
„Śmiercią swoją zwyciężył śmierć
„I ludziom dobrej woli
„Żywot wieczny w niebie dał...“

Pochód płynął ulicami umęczonej Moskwy, przecinał place, wchłaniał nowe tłumy przejętych uroczystością chwili ludzi, łączył się z innemi procesjami, wychodzącemi z bliskich i dalekich cerkwi, i kroczył, poprzedzany przez miarowo, twardo stąpających żołnierzy ku bramie, z której, tonąc w głębokiej framudze, spoglądało ciemne oblicze Matki Boskiej Iwerskiej.
Tłum w milczeniu padł na kolana. Cisza zaległa dokoła.
Biskup Nekodym, wysoki, natchniony, podniósł się, błogosławił zatopionych w modliwie i rzekł:
— Pokój wam!
Tłum zaczął rozpraszać się, znikając w bocznych ulicach.
W kilka minut później plac opustoszał.
Rozlegały się tylko kroki żołnierzy, stojących na warcie.
Dwuch szyldwachów zbliżyło się do siebie.
— Śmiały nasz lud, gdy o wiarę chodzi!... — mruknął jeden. — Przecież kulomiotami mogli go spotkać Łotysze, Finnowie i Chińczycy z rozkazu komisarzy...
Drugi uśmiechnął się tajemniczo i odparł:
— Nie mieli odwagi... stchórzyli...
Pierwszy żołnierz zamyślił się, patrząc bacznie w oczy towarzysza.
— Chrystus zmartwychwstał, bracie... — szepnął po chwili, zdejmując czapkę.
— Zaiste zmartwychwstał! — odpowiedział drugi.
Podali sobie ręce i potrzykroć na krzyż się ucałowali tak, jak nauczyła ich w dzieciństwie matka.