Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
18
F. ANTONI OSSENDOWSKI


Lubił też grać w kości. Wiedział, że rodzice byli przeciwni temu i strofowali go. Jednak czuł nieprzeparty pociąg do hazardu.
Przywiózł ze sobą kości i grał z chłopcami, wygrywając od nich małe wiewiórki, zajączki, wyjęte z gniazda, złapane kosy i szczygły, laski o rękojeściach z cudacznie powyginanych korzeni.
Nie przegrywał nigdy.
Wreszcie przyłapano go.
Rzucał kość, napełnioną ołowiem i wskazującą najwyższą ilość punktów.
Pobito go na poczekaniu, lecz nikt nie myślał pogardzać nim. Obudził w towarzyszach szacunek z powodu niebywałego pomysłu. On zaś wzruszył ramionami i rzekł spokojnie:
— Za co poturbowaliście mnie? Przecież chciałem wygrać, więc przygotowałem dla siebie niezawodną kość.
— Chwat z ciebie! — pokręcił głową rudy wyrostek Sieriożka Chałturin, piegowaty i zwinny, jak kot. — Nie lubisz przegrywać, bracie?
— Przystępuję do gry, aby wygrać! — odpowiedział, mrużąc oczy.
Spodziewał się, że usłyszy oskarżenie o nieuczciwość. Często słyszał to słowo w gimnazjum: najmniejsza niedokładność w wykonaniu przepisów zabawy powodowała wybuchy oburzenia i krzyki o nieuczciwości.
Wołodzia prawie nigdy nie bawił się w przerwach między lekcjami.
Zwykle chodził do klasy rysunków i oglądał modele gipsowe, popiersia Wenus; dużą figurę Herkulesa, opartego o maczugę, przerzucał karty albumów z obrazami Ermitażu, galerji Stroganowa i Luwru.
Dziwiły go liczne niedorzeczności.
Uczniowie podczas wypracowań klasowych spisywali jeden od drugiego, podpowiadali sobie na lekcjach głuchego kapelana i — nie nazywali tego ani podłością, ani nieuczciwością, jak to chętnie czynili podczas zabaw.
Była w tem jakaś nierzetelność i nieprawda, czego objaśnić nie mógł i pogardliwie uśmiechał się.