Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/454

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
400
F. ANTONI OSSENDOWSKI


duszy, wypytując uważnie, zadając niespodziewane pytania, wyjaśniające to, czego nie dopowiadali, lub nie chcieli wyznać delegaci.
Robotnicy utyskiwali na wyczerpujące prace przymusowe, złe odżywianie, brak potrzebnych instrumentów i surowe kary.
— Nawet dawniej tego nie było! — oburzonym głosem skarżył się przed Leninem stary robotnik. — Pracowaliśmy dziesięć godzin, jedliśmy dosyta, mogliśmy kupować, co się zechciało, za złe obejście awantury robiliśmy, strajki, bunty. A teraz? Mamy tylko stęchły chleb z plewami, suchą rybę śmierdzącą; towarów żadnych; żony nasze i my sami chodzimy, jak żebracy, dzieci też nic nie mają; napół nagie, bose nie mogą z domu wyjść, ani do szkoły, ani na zabawę... Pracujemy po 12 godzin, nie licząc dodatkowej roboty, dobroczynnej, na rzecz państwa w dni świąteczne?! Jeżeli policzyć, to po 14 godzin wypadnie!... Jeżeli nie wyjść w swoim czasie — bez chleba zostawiają nas komisarze, do sądu ciągną, a, jak się powtórzy, to i pod mur stawiają...
Lenin słuchał i oczy mrużył, myśląc:
— Można tak rządzić, póki szaleje wojna... A co będzie, gdy się skończy? Jak damy sobie radę?
Robotnikom odpowiadał z dobrotliwym uśmiechem:
— Trudno, towarzysze! Wasze państwo, wasz rząd... Musicie zwyciężyć kontrrewolucję, wtedy inaczej będzie... Wkrótce połączymy się z zachodnimi towarzyszami. Wszystkiego będziecie mieć w bród, gdy zajrzymy do kieszeni europejskich burżujów! Bogactw nazbierali oni dla was niewyczerpane zasoby! Cierpliwości! Tymczasem — wszystko dla zwycięstwa proletarjatu! Nie uskarżajcie się, nie zniechęcajcie, pracujcie ze wszystkich sił, bo koniec już blisko! Wierzcie mnie!
Odchodzili z przebłyskami nadziei w sercach, zachwyceni prostotą, szczerością i zrozumieniem ich krzywdy przez „swego Iljicza“.
Lenin po ich odejściu notował sobie nazwiska delegatów, a sekretarz wyprawiał do prezesów Rad i „czeki“ listy poufne, aby zwrócono na niezadowolonych robotników baczną uwagę i stanowczo przecięto rosnące protesty.
Chłopi głuchemi głosami zanosili skargi „ziemi“.