Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
314
F. ANTONI OSSENDOWSKI


bywali, aby dowiedzieć się o zdrowie swego wodza i o szczegóły zamachu.
Lenin spotykał wszystkich życzliwie i śmiał się wesoło, mówiąc:
— Nie mam pojęcia o tem, kto strzelał do mnie. Śledztwo zarządzone. Towarzysz Dzierżyński pokaże, co umie.
Najwyższy sędzia nie zjawiał się tymczasem. Telefon w jego biurze nie odpowiadał wcale. Posłany po niego motocyklista powrócił z wiadomością, że towarzysz Dzierżyński od rana nie był widziany w gmachu „czeki“. Łotysze, stojący na wewnętrznych posterunkach, spostrzegli go wychodzącego o godzinie 7-ej rano na ulicę. Od tego czasu nie powracał.
Antonow, pełniący obowiązki komendanta pałacu, wzmocnił posterunki na korytarzach, schodach i dokoła gmachu. Dopiero późno w nocy wyrzucił „Smolny“ ze swego wnętrza obcych ludzi. Na najwyższem piętrze, gdzie mieszkali Lenin i inni komisarze, zapanowała cisza.
Dyktator siedział w swoim pokoju i spokojnie pisał artykuł, w którym gromił burżuazję i jej najemnych morderców za zamiar zadania rewolucji śmiertelnego ciosu w plecy.
Pisał, rzucając na papier krótkie, dobitne zdania, najeżone cudzysłowami, znanemi każdemu cytatami z Pisma Świętego i wyjątkami z bajek najpopularniejszych, dosadnych i złośliwych.
Tak się zagłębił w pracy, że nie słyszał cichej rozmowy za drzwiami i szmeru kroków człowieka, stąpającego po kobiercu, okrywającym pokój.
Ujrzał go przypadkowo, podnosząc od papieru oczy, aby przypomnieć sobie końcową strofę bajki Kryłowa o „Świni i dębie“.
Przed nim stał Dzierżyński. Zimne oczy wbił w oblicze dyktatora i krzywił kurczące się usta.
— Szukałem was przez cały dzień... — rzekł Lenin, uśmiechając się do straszliwie drgającej twarzy Dzierżyńskiego.
— Wiem, — odparł, — byłem na mieście... Szukałem sprawców zamachu. Jeszcze wczoraj mówiłem Wołodarskiemu, gdzie ma ich znaleźć... Nie chciał, czy nie śmiał...