Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
234
F. ANTONI OSSENDOWSKI


— Dziś jest ich dzień! — odparł spokojnie. — Zabytki sztuki nie są im potrzebne, towarzyszu, a i Rosja bez nich się obejdzie! Tymczasem wolno im wszystko... tymczasem... Taka jest ich wola... taką czują żądzę... w dniu dzisiejszym!
Poprzedzani przez fińskich strzelców szli dalej poprzez wspaniałe sale, któremi tłoczyły się przed nimi rozszalałe kupy powstańców i tłuszczy ulicznej. Pod nogami dzwoniło potłuczono szkło, zawadzały odłamki mebli, kawałki posągów, tynku, jakieś szmaty pętały nogi.
Gdy Lenin wyszedł na wybrzeże, ktoś roztrącił otaczających go żołnierzy i stanął przed nim.
Wysoki człowiek o bladej twarzy i długich, siwiejących bokobrodach stał bez czapki, zgubionej w ścisku. Ponura stanowczość, granicząca z rozpaczą, zapaliła mroczne ognie w jasnych oczach, usta drżały, a skurcz gwałtowny krzywił je co chwila. Przez zaciśnięte zęby mówił:
— Obywatelu! Mój syn nie mógł dopuścić, aby wolny lud gwałcił bezbronną kobietę... Zraniono go za to... zabrano... Nie wiem: gdzie i poco... Żądam sprawiedliwości, obywatelu!
Lenin obejrzał się nieznacznie.
Tłum pozostał we wnętrzu pałacu, nie mogąc przecisnąć się przez wąskie drzwi prywatnego wyjścia z apartamentów carskich i przez szeregi fińskich strzelców.
Nikt z tych, dla których stał się bóstwem, nie mógł go słyszeć.
Spojrzał na stojącego przed nim człowieka i rzekł, zwracając się do zdobywcy Zimowego pałacu:
— Towarzyszu Antonow! Dopomóżcie pierwszemu burżujowi, odwołującemu się do sprawiedliwości proletarjatu. My mamy najwyższe prawo do sprawiedliwości, przetrwawszy wieki niewoli. Nasze prawo — sąd doraźny i doraźne miłosierdzie!
Lenin wsiadł do samochodu wraz z Chalajnenem i kilkoma Finnami.
Auto ryknęło i pobiegło wzdłuż wybrzeża. Za nim sunęły inne, wioząc przyszłych komisarzy ludowych i strzelców eskorty.
Antonow-Owsienko wypytywał inżyniera Bołdyrewa o szczegóły wypadku, telefonował z kancelarji pałacowej do szpitali,