Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
208
F. ANTONI OSSENDOWSKI


— Tak! Odzywa On się głosem duszy... tam gdzieś głęboko... Oj, nie mówcie tak, towarzyszu Lenin, nie mówcie hardo, bo nieraz usłyszycie Go, gdy ciężko wam będzie, a myśl, jak zbłąkany żebrak głodny, będzie stała na skrzyżowaniu dróg, nie wiedząc, dokąd iść — na prawo czy na lewo? Oj, nie mówcie! Bóg — to wielka rzecz!
Lenin nic nie odpowiedział. Nawet nie spojrzał na mówiącego.
Robotnik stał jeszcze chwilę i patrzył na niego. Mrucząc, szybko wyszedł z sali.
— Ciemne, głupie bydlę, oszukane przez kościół! — powiedział Lenin i, zwracając się do Trockiego, dodał:
— Słyszeliście, jaką nienawiścią brzmiał głos tego starca, gdy mówił o zemście? To był zew instynktu! Wykorzystanie jego doprowadzi nas do zwycięstwa!
— A jeżeli wszystkie instynkty ciemnego, dzikiego jeszcze narodu przerwą się nazewnątrz? — spytał stojący wpobliżu Zinowjew.
Tej rozmowie przysłuchiwał się wysoki, chudy człowiek, o zapadłej piersi. Twarz jego ciągle kurczyła się i drgała. Zimne, nieprzytomne oczy pozostawały szeroko otwarte, nieruchome. Podszedł i z bladym uśmiechem na twarzy rzucił przez zaciśnięte zęby:
— Jest na to rada! Zdusić, przerazić terorem, jakiego świat nie widział nigdy, terorem, wykonywanym w imię wyższych haseł, niż żądze instynktu... Trzeba tylko potrafić wynaleźć takie hasła, rzucić, aby pękły w tłumie, jak maszyna piekielna, z hukiem, ogniem, krwią.
Lenin podniósł na niego badawczy, ostry, podejrzliwy wzrok. Nie przypominał sobie tego człowieka.
Pytająco spojrzał na Trockiego.
Ten pochylił się i rzekł:
— Towarzysz Dzierżyński... Mało znacie go, Włodzimierzu Iljiczu, chociaż to nasz stary, bojowy druh. Oddał nam wielkie przysługi podczas propagandy w armji na froncie. Uważam towarzysza Dzierżyńskiego obok Dziewałtowskiego i Krylenki za najzdolniejszego i najenergiczniejszego działacza naszej partji.
Lenin wyciągnął dłoń do Dzierżyńskiego.