Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
207
LENIN


możność zemsty do dna, do syta, a, gdybyście przyszli do mnie z córką waszą, — to i jej dam!... Niech odbije na wrogach proletarjatu nędzę i hańbę swoją!...
W tej chwili z poza olbrzymich okien sali przybiegł i szarpnął, zadzwonił szybami suchy trzask dalekiej salwy.
Wszyscy umilkli i wstrzymali oddech.
Słychać było, jak tętniły serca.
Z różnych stron dolatywały oddzielne odgłosy strzałów, zlewały się w salwy i zamierały. Gdzieś zaturkotał kulomiot. Jeszcze jeden... jeszcze...
Po ciemnem niebie ślizgnęło się białe żądło projektora i wnet po niem buchnął strzał armatni. Zadrżały z żałosnym brzękiem szyby okien i zgasła stojąca na stole lampka elektryczna.
— To — „Aurora!“ — zawołał Zinowjew. — Bombarduje fortecę!
— Zaczęliśmy nareszcie! — westchnął Lenin i, rozłożywszy ramiona, przeciągnął się.
Ze zmrużonemi oczami i rozchylonemi wargami grubemi był podobny do dużego zwierza drapieżnego.
— Zaczęliśmy... — szeptem odpowiedzieli mu siedzący przy stole ludzie.
— W szczęśliwą godzinę! — odezwał się uroczystym, zachwyconym głosem kowal i przeżegnał się nabożnie.
Lenin tupnął nogą i zwrócił do niego złośliwą pełną pogardy twarz.
— Nie przychodźcie do mnie, towarzyszu, bo nic dla was nie uczynię! — syknął. — Jesteście niewolnikiem starych, obezwładniających przesądów, głupich, jadowitych zabobonów o Bogu. Taki z was rewolucjonista, jak ze mnie metropolita!
Splunął i poszedł ku wyjściu z sali, wołając:
— Suchanow! Idę się przespać u was...
Kowal jednak zaszedł mu drogę i mruknął:
— Ja wam popów rżnąć i dusić będę temi oto rękami, bo oni pomagali carom gnębić nas... Ale Bóg — to co innego. On mówi do człowieka...
— Jeżeli mówi, to słuchajcie Go, a mnie dajcie spokój! — przerwał mu Lenin.