Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
144
F. ANTONI OSSENDOWSKI


Robotnicy mruczeli i złośliwie spoglądali na wieśniaków. Chłopi patrzyli na nich pogardliwie i mówili:
— Dlaczego nie porozumieć się?... My gotowi. Tylko najpierw ziemia!
Wreszcie opuścili mieszkanie Lenina.
Towarzysze rzucili się na swego wodza i osypywali go wyrzutami:
— Mówiliście z nimi, a tymczasem to są — zdrajcy rewolucji! Co to znaczy? Wstyd! Hańba!
Lenin porwał się z krzesła, przyskoczył do wzburzonych robotników i krzyknął syczącym głosem:
— Dość! Dość! Chłopów jest sto miljonów, słyszycie wy — półgłówki? Muszę z nimi politykować ciągle. Z nimi będzie trudniejsza, dłuższa walka, niż z carem i burżuazją! Rozumiecie?
Towarzysze umilkli, patrząc na wściekłą twarz Lenina.
Spostrzegłszy to, uspokoił się natychmiast i nawet uśmiechnął.
— Powiem wam tylko jedno, a wy zapamiętajcie to sobie dobrze! — rzekł. — Gdy będziemy robili rewolucję socjalną, — wieś, „ziemia“ rzuci hasło chłopskiej burżuazyjnej rewolucji.
Po wyjściu towarzyszy, Lenin zaczął biegać po pokoju i zacierać ręce, ciesząc się i wykrzykując:
— Nie pomyliłem się ani o jotę! Zrozumiałem wszystko tam nad Wołgą i Jenisejem. Nic się nie zmieniło! Szedłem dobrą drogą. Bez inicjatywy i kierownictwa proletarjatu włościaństwo jest zerem dla rewolucji, przygotowywanej przeze mnie. Zero! Ale ja to tego zera dodam nowe, ogromne liczby!
Umilknął i, mrużąc oczy, rzucił przez zaciśnięte zęby:
— Chociażbym miał wytępić pięćdziesiąt miljonów chłopów! Są oni chciwymi niewolnikami, a ja ugnę ich krwawym batem, widmem strasznej śmierci, uciskiem, jakiego nie znali nigdy! Zmienię ich na nowych rabów proletarjatu, aż się opamiętają i pójdą z nami ramię przy ramieniu!
Splunął. Nienawidził w tej chwili tego mrowiska ciemnych ludzi od pługa, stojących na jego drodze.