Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nic nowego! — mruknęła. — Często to słyszę od młodych i starych chłopów. Zawsze mi mówią to samo.
— O, przepraszam! — zaprotestował Nesser. — Ja lubię panią nietylko za te wspaniałe, puszyste włosy ceglaste, te ciemne oczy, świeże usta i wesoły, dźwięczny głos...
— A za cóż jeszcze? — zapytała, wybuchając śmiechem. — Tymczasem nic innego pan u mnie nie widział.
— Owszem! — rzekł wesoło. — Widzę cudownie białą skórę, piękne ręce i drobne stopy pani, zbyt małe może dla tak postawnej osoby. Wiem, już że pani jest śmiała, szczera i dobra przyjaciółka. Jednak to wszystko — furda! Gdyby nawet pani była brzydką i głupią — to i tak polubiłbym panią!
— Za cóż to? — już poważnie zapytała zdziwiona Julja.
— Przypomina mi pani mego przyjaciela, — odparł cichym głosem. — Był to Anglik, olbrzym, rudy, jak płomień, o czerwonych jak u pani wargach, bokser. Miał tylko oczy inne jasno-niebieskie... Biedak!
— Dlaczego — biedak? — spytały obie dziewczyny razem.
— Zabił go szrapnel niemiecki w chwili, gdy wiózł rozkaz na pozycję — rzekł smutnym głosem.
Dziewczyny milczały, Nesser podniósł głowę i powiedział:
— Bądźmy szczerzy ze sobą, drogie moje panie! Proszę was bardzo, nie myślcie, że chcę nawiązać intrygę z panną Louge, o nie! Powiedziała mi ona coś takiego, co zastanowiło mnie...
— Cóż takiego? — spytały.