Strona:Eugeniusz Janota - Przyczynki do znajomości Tatr.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

leziono nic prócz zżutych korzeni. Dlatego też nie okazywał owej zaciętej odwagi, z jaką bronią się niedźwiedzie żyjące mięsem.
Inny kłusownik z Nowej Leśni[1] posłał Maukschowi kęs niedźwiedziny, a później zapytany o tego niedźwiedzia opowiedział, że mu owies w polu niszczył, że się sam jeden na niego zasadził, że go na dziesięć kroków przypuścił do siebie, prócz strzelby pojedynki nie mając żadnej innej broni, i że się dopiero zląkł, gdy ugodzony niedźwiedź z rykiem runął na ziemię.
Atoli ta pozorna odwaga i zimna krew najczęściej nie są niczem innem jak bezmyślną zuchwałością, jak to z następującego widać zdarzenia. Raz w zimie poszedł Nowoleśnianin samowtór do doliny Wielkiej Zimnej Wody dla odwiedzenia dziury[2], w której przebywały niedźwiedzie. Całą ich bronią była ostra ciupaga[3]. Przyszedłszy ku dziurze, położenej tuż ponad stromem, głębokim śniegiem okrytem usypiskiem[4], zapalili przed wnijściem do niej ogień, usiłując dym wpędzić do jaskini, podczas gdy jeden z nich stał przed otworem z podniesioną do góry ciupagą, gotowy do uderzenia, gdyby się niedźwiedź okazał. Jakoż udało się im niepokojeniem swojem zmusić go do wyjścia. Lecz czatujący u wnijścia kłusownik pośpieszył się zbytecznie z uderzeniem i zamiast w głowę ciął niedźwiedzia w nos poniżej oczu. Niedźwiedź cofnął się natychmiast i żadnym sposobem nie dał się nakłonić do powtórnego wyjścia. Więc jeden z kłusowników uciąwszy drążek, wlazł do jaskini, aby szturkańcami zadawanemi zranionemu zwierzowi zmusić go do wyjścia, podczas gdy towarzysz jego, rozkroczywszy się przed dziurą, zwrócony ku niej z podniesioną do góry ciupagą czekał na niedźwiedzia. Ten bezustannemu szturkańcami rozjuszony, wypadł wreszcie z dziury, wbiegł prosto między nogi stojącego przed dziurą kłusownika i porwawszy go z sobą, stoczył się wraz z nim do doliny. Głęboki śnieg nie dozwolił chłopom puścić się za niedźwiedziem i tak z próżnemi rękoma powrócili do domu.
Góral z Jaworzyny[5], jak to sam Maukschowi opowiadał, spotkał raz w lesie niedźwiedzia. Rad byłby go góral ominął, lecz już było zapoźno; niedźwiedź stanąwszy na tylnych nogach, dążył wprost ku chłopu. Ten nie widząc żadnego sposobu do uniknienia niemiłego spotkania się z bliska, z podniesioną siekierą czekał na zbliżającego się przeciwnika, zamierzając silnem cięciem rozpłatać mu głowę. Ale miś miał się na baczności i szybkim zwrotem uniknął cięcia, ponawiając po raz wtóry i trzeci napad swój. Że atoli i chłop nie tracił przytomności, niedźwiedź widząc bezkuteczność swojej zaczepki, zaniechał jej wreszcie i poszedł w las. Ależ i chłop, rad z odejścia niebezpiecznego zapaśnika, najmniejszej nie miał ochoty, pójść za nim.

Gorzej stało się kłusownikowi z Wielkiego Sławkowa, który z początkiem lata udawszy się ku Szczawom sławkowskim, nieopodal w lesie zobaczył dwa młode niedźwiedzie, łażące po drzewach za chrabąszczami. Bez długiego namysłu strzelił do jednego z nich, który ugodzony krzyknął. Kłusownik obejrzał się, a nie widząc

  1. Neu-Walddorf.
  2. Tak u Podhalan zwą się jaskinie.
  3. Lekka siekiera na długiem osadzona toporzysku, służąca tak naszym, jak i węgierskim góralom i Niemcom spiskim do podpierania się a zarazem do rąbania drzewa w razie potrzeby.
  4. Podhalanie nasi takie usypiska piargami zowią.
  5. Kuźnie i piec do wytapiania rudy żelaznej na północnym rąbku Tatr na granicy Nowotarszczyzny.