Strona:Epidemia.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jesteśmy ojcami rodzin, mamy dzieci, przyjaciół… Arsenał nie jest przecież miastem ― z resztą w koszarach i bez tego jak rok długi ― panuje jakaś zaraźliwa choroba. My na to nic nie możemy poradzić ― i to nas nic nie obchodzi..
Głosy. To nas zupełnie nic nie obchodzi…
Doktor. Za pozwoleniem moi panowie ― sprawy takiej lekko traktować nie można ― przeciwnie, metodycznie i systematycznie (do burmistrza) Ile dotąd było wypadków śmierci?..
Burmistrz. Wczoraj zmarło dwunastu żołnierzy ― dziś 15tu.
Doktor. (skinął głową potwierdzająco) Bardzo dobrze… a ilu chorych?..
Burmistrz. Dotąd 135ciu
Doktor. (j.w. notuje) Bardzo dobrze.. cyfra normalna.. stosunek zupełnie odpowiedni..
Większość. Ilu oficerów?..
Burmistrz. Na szczęście nie ma oficerów ― epidemia pochłania jak zwykle tylko szeregowców i podoficerów…
Doktor. Znów przebieg zupełnie normalny…
Większość. Dziękujemy przeto panu ― panie burmistrzu za lojalne i uspokajające wyjaśnienie.
Opozycya. Ja zaś radbym się dowiedzieć po co nas właściwie zwołano. Epidemia nie należy do naszej kompetencyi ― nienarusza w zupełności naszych interesów ― usuwa się przeto z pod naszej jurysdykcyi…
Burmistrz. Tak ― to prawda ― dbały jednak i troskliwy zarząd miasta powinien przewidywać możliwe następstwo. A jeżeli epidemia zechce się przenieść z arsenału do