Strona:Epidemia.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

właściwego miasta, z żołnierzy na obywateli…?
Opozycya. O… O… za pozwoleniem…
Doktor. Na szczęście możliwość nie jest faktem, zapewniam panów ― niemamy żadnego powodu, aby się niepokoić. Znam ja dokładnie przebieg ― i jeżeli się tak wyrazić godzi: usposobienie wszelakich epidemij.. Są one, że tak rzeknę, przekonań hieratycznych i to nam na razie wystarcza ― jeżeliby jednak, czego prawie przypuszczać nie można, a coby się sprzeciwiało wszelkim naukowym wywodom ― jeżeliby powtarzam zaszły takie objawy ― któreby nas zaniepokoić mogły, zawsze jeszcze będzie dość czasu, aby zarządzić odpowiednie środki zapobiegawcze. Konkludując, wnoszę: nie należy nam się wtrącać do tego (energicznie) bo jestto sprawa wyłącznie dotycząca naszej marynarki…
Burmistrz. Otem też chciałem się z panami naradzić (poufnie) Admirał jest wściekły ― mówiłem z nim długo wczoraj wieczorem; powiada że tego dłużej nie zniesie, że koszary są stokiem nieczystości i ogniskiem wszelkiej zarazy (pomruk) utrzymuje, że woda, którą piją żołnierze, jest gorszą od gnojówki (nowy pomruk) krótko mówiąc, domaga się abyśmy wybudowali nowe koszary, zaprowadzili kanalizacyę i wodociągi… (ogólne oburzenie) ponadto żąda jeszcze…
Opozycya. (wzniósł w górę ramiona) ..żąda! żąda!. a to co? czegóż on jeszcze żąda?..
Większość. Ależ to waryat…
Opozycya. (wali pięścią w stół) Chce nas zniszczyć.