Strona:Epidemia.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

(poważnie - niemal grobowo) Tyfus plamisty, tak ― tyfus wybuchnął w naszem mieście… (wszyscy blędną przerażeni)
Większość. (przygnębiony) Epidemia w mieście…
Opozycya. (toż samo) W naszem mieście…
Burmistrz. Widzicie więc panowie, że nie o politykę tu idzie..
Głosy. Epidemia ― tyfus w mieście, w naszem mieście!..
Burmistrz. Mówiąc w mieście nie wyrażam się zupełnie ściśle dzięki Bogu! Epidemia właściwie nie jest w mieście…
Opozycya. Gdzież więc jest u wszystkich djabłów? w mieście… czy nie w mieście?.. wystękaj że pan nareszcie ― nie jesteśmy przecie dziećmi.. (energicznie) Mężowie jesteśmy… do miliona djabłów! i nie raz już dowiedliśmy naszej odwagi… kiedy ojczyzna była zagrożoną, jak jeden mąż stanęliśmy w szeregach gwardyi narodowej… Gdzież więc epidemia… mówżeż pan!..
Głosy. Gdzie jest? gdzie ona??!
Burmistrz. Ależ panowie nie pozwalacie mi mówić.. jest w mieście… a jednak w mieście nie jest (pomruk) zaraz to panom wyjaśnię (nowy pomruk)
Większość. Pozwólcież mu mówić…
Burmistrz. (bardzo głośno) Epidemia wybuchła w arsenale ― a w szczególności w koszarach artyleryi marynarki…
Większość. Dobrze.. bardzo dobrze…
Opozycya. (wściekła) Należało tak od razu powiedzieć a nie napędzać nam niepotrzebnego strachu chociaż my nie boimy się niczego ― i nieraz już w gorszych o wiele wypadkach śmiało zaglądaliśmy śmierci w oczy,.. ale