Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zimno? — zapytała z uśmiechem ciotka Laura. — Te wieczory czerwcowe są takie chłodne. Chodź do saloniku. Jimmy zapalił ogień na kominku.
Emilka, walcząc rozpaczliwie o równowagę psychiczną, przeszła do saloniku. Na podłodze leżał dywan domowej roboty, na stole jasno-ponsowy obrus, firanki były adamaszkowe w tonach blado-różowych. Wyglądało to bardzo bogato i imponująco, bardzo po Murrayowsku. Emilka nigdy nie widziała takich firanek. Ale najbardziej podobał jej się ten wesoło trzeszczący i blaski rzucający ogień, mieniący się w świetle świec tak dziwnie, tak tajemniczo. Emilka ogrzała sobie przy kominku zziębnięte nogi i była coraz bardziej zaciekawiona swem nowem otoczeniem. Najmocniej interesowała ją bibljoteka. Książki były zawsze przyjaciółmi Emilki, gdziekolwiek je znajdowała. Podbiegła do bibljoteki i otworzyła drzwi. Ale zanim zdążyła spojrzeć na grzbiety oprawnych i równo w rzędy ustawionych tomów, weszła do pokoju ciotka Elżbieta, niosąc kubek mleka i talerzyk, na którym widniały dwa placki z mąki owsianej.
— Emilko — rzekła ciotka Elżbieta surowo — zamknij te drzwi. Pamiętaj, że nie masz się dotykać przedmiotów, które nie są twoją własnością.
— Sądziłam, że książki są własnością każdego człowieka — rzekła Emilka.
— Nasze nie są ogólną własnością — odparła ciotka Elżbieta tonem, który wskazywał na odrębne właściwości książek Srebrnego Nowiu. — Oto masz kolację, Emilko. Jesteśmy wszyscy tacy zmęczeni, że przekąsimy tylko coś i pójdziemy spać. Zjedz to i położysz się do łóżka.

74