Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

da, a nad lesistemi wzgórzami górowała wieżyczka złoto-białego kościółka. Ale te wszystkie szczegóły nie wywołały w niej „promyka”, ten rozbłysnął w jej duszy nagle i nieoczekiwanie, jak zawsze: na widok okienka winem porosłego i skrawka opalowego nieba, który wydawał się stąd jakby obramowany, i księżyca, mieniącego się złotawemi blaskami. Emilka zachwycała się właśnie tym cudnym wieczorem w nowem otoczeniu, gdy przyszedł po nią kuzyn Jimmy i zaprowadził ją do kuchni.
Siedziała na długiej ławce kuchennej, starej i trzeszczącej i patrzyła, jak ciotka Elżbieta zapala świece w dużych, staroświeckich kandelabrach i lichtarzach.
Emilka nigdy nie widziała dotychczas takiej kuchni. Ściany były z ciemnego drzewa, sufit był niski, przecinany czarnemi deskami, z których zwieszały się szynki i bekony, oraz pęki traw i dużo innych przedmiotów, których nazw Emilka nie znała. Podłoga, piaskiem wysypana, była biała i czysta. W kącie wisiał obraz świętego, który w migocącem świetle stojącej nieopodal świecy, zdawał się żyć i napełniał ją lękiem. Z drugiej strony było puste czarne wgłębienie, które również wyglądało przerażająco, tajemniczo... Stamtąd mogła spaść jakaś nieznana kara, jeżeli ktoś był niegrzeczny, wiecie? A świece rzucały takie dziwne cienie. Emilka sama nie wiedziała, czy jej się podoba ta kuchnia w Srebrnym Nowiu, czy nie. Było to coś oryginalnego, chętnie byłaby to opisała w żółtym zeszycie, gdyby się nie był spalił. I Emilka poczuła nagle, że już, już, trysną z jej oczu łzy...

73