Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ślizgnęła się z pokoju żałobnego, chcąc powrócić, niespostrzeżona, do swej sypialni. W drzwiach wpadła niemal na kuzyna Jimmy, który siedział tuż przy progu na krześle, owinięty w szlafrok i trzymał na kolanach Kicię.
— Sz! Pst! — szepnął, klapiąc ją po ramieniu. Słyszałem twe kroki i poszedłem za tobą. Wiedziałem, czego pragniesz. Siedziałem tu, ażeby ich nie dopuścić do tamtego pokoju w razie, gdyby się ktoś zjawił. Masz, zabieraj to i pędź do łóżeczka zpowrotem, małe kurczątko!
„To” było paczką karmelków miętowych. Emilka porwała je i uciekła, zawstydzona, że kuzyn Jimmy widział ją w nocnej koszulce. Niecierpiała miętowych cukierków i nigdy ich nie jadła, ale sam fakt dobroci kuzyna Jimmy Murraya, ujawniony w tym upominku, rozgrzał jej serce. Nazywał ją „małem kurczątkiem”, podobało jej się to. Sądziła, że nikt już nie nazwie jej żadnem pieszczotliwem mianem. Ojciec używał tak wielu, mówił do niej: „Kochanie”, „przylepko”, „Emileczko”, „drogie maleństwo”, „promyczku”, „skowroneczku”. Miał dla niej pieszczotliwe miana na każdą porę dnia, przy każdym nastroju, a ona lubiła je wszystkie. Kuzyn Jimmy jest miły. Jeżeli mu brak czego, to w żadnym razie nie serca. Była mu taka wdzięczna, że, położywszy się do łóżka, usiłowała zjeść jeden z miętowych karmelków, jakkolwiek połknięcie mięty było dla niej istną karą.
Pogrzeb odbył się po południu. Raz przynajmniej zaludnił się mały domek w wąwozie. Trumna stała tego dnia w saloniku, a Murrayowie, jako orszak żałobny, siedzieli dokoła, sztywni i dekoracyjni.

48