Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Całą noc przesiedział z zaciśniętemi pięściami, jakby czuwając nad Emilką zdaleka, strzegąc jej od niewidzialnego niebezpieczeństwa.
Elżbieta Murray pielęgnowała Emilkę do godziny drugiej w nocy, poczem miejsce jej zajęła Laura.
— Uspokoiła się troszkę — rzekła ciotka Elżbieta. — Chciałabym wiedzieć, co ją nurtuje; coś jej jest, to pewne. To nie jest zwykłe majaczenie. Powtarza żałosnym, błagalnym tonem: „Ona nie mogła tego uczynić, nie mogła, to niemożliwe”. Ciekawa jestem, co to być może... ach, Lauro, pamiętasz ten dzień, kiedy przeczytałam jej listy? Jak sądzisz, może ona mnie ma na myśli...?
Laura potrząsnęła głową. Nigdy jeszcze nie widziała Elżbiety tak wzruszonej.
— Jeżeli to dziecko nie wyzdrowieje... — rzekła ciotka Elżbieta. Nie dodała nic więcej, wyszła z pokoju.
Laura usiadła przy łóżku. Była blada, gdyż nie sypiała już od trzech nocy. Kochała Emilkę jak własne dziecko i okropny strach nie opuszczał jej ani na chwilę. Siedziała i modliła się w milczeniu. Emilka zapadła w niespokojny sen, który trwał do świtu. — Otworzyła nagle oczy i spojrzała na ciotkę Laurę.
— Widzę ją, idzie przez pola — rzekła donośnym jasnym głosem. — Idzie, uradowana, myśli o swym dzidziusiu... och, zatrzymajcie ją, zatrzymajcie ją... ona nie widzi studni... tak jest ciemno... och, ona wpadnie... wpadła!
Mowa Emilki przeszła pod koniec zdania w ostry krzyk, który doszedł uszu ciotki Elżbiety. Nieszczęśli-

389