Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wa kobieta zerwała się i przybiegła, zdyszana, w swoim flanelowym szlafroku.
— Co się stało, Lauro? — wyjąkała.
Laura usiłowała ułożyć Emilkę na poduszkach, uspokoić. Dziecko walczyło z nią, policzki miała rozpalone, wejrzenie — dzikie, pełne przerażenia.
— Emilko, Emileczko, kochanie, miałaś przykry sen. Studnia starego Lee jest zabita deskami, nikt do niej nie wpadł.
— Owszem, ktoś wpadł — rzekła Emilka stanowczo. — Ona wpadła... widziałam ją... widziałam... z asem kier na czole. Czy myślicie, że jej nie znam?
Opadła znów na poduszki, jęknęła i załamała ręce. Obie panie popatrzały na siebie, bezradne i przerażone.
— Kogo widziałaś, Emilko? — spytała ciotka Elżbieta
— Matkę Ilzy, rzecz jasna. Zawsze wiedziałam, że ona nie popełniła tej strasznej rzeczy. Wpadła do starej studni, jest tam jeszcze. Idź i wydobądź ją stamtąd ciotko Lauro, proszę!
— Tak, tak... naturalnie, że pójdę, kochanie — odrzekła ciotka Laura uspokajająco.
Emilka usiadła na łóżku i popatrzała na ciotkę Laurę. Laura Murray czuła, że te rozpalone oczy czytają w jej duszy.
— Kłamiesz — krzyknęła Emilka. — Nie będziesz próbowała wydobyć ją stamtąd. Mówisz tak tylko, abym się uspokoiła. Ciotko Elżbieto — zwróciła się nagle do starszej ciotki i chwyciła ją za rękę, — ty uczynisz to dla mnie, prawda? Pójdziesz i wydobędziesz ją stamtąd.

390