Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy napisałaś już inne poezje prócz tego epicznego poematu?
— O tak, wiersze ulotne, około tuzina w sumie. —
— Czy zechciałabyś mi przeczytać jeden z tych wierszy?
Emilka była dumna. Chętnie powierzyła ojcu Cassidy swe cenne myśli i rymy.
— Zadeklamuję panu mój ostatni wiersz — rzekła, chrząkając z powagą. — Nazywa się „Marzenie Wieczorne”.
Ojciec Cassidy słuchał uważnie. Po pierwszych wierszach twarz jego zmieniła wyraz, zaczął przebierać nerwowo palcami. Skończywszy, spuściła Emilka powieki i czekała, cała drżąca. Co będzie, jeżeli ojciec Cassidy powie, że one nie są dobre? Nie, on nie będzie taki niegrzeczny, ale ona domyśli się, co on chce powiedzieć.
Ojciec Cassidy nie odrazu przemówił. Ta cisza była straszna. Emilka sądziła, że on nie może pochwalić, a nie chce jej dotknąć naganą. „Marzenia Wieczorne” wydały się jej samej tandetą, zastanawiała się, jak mogła je deklamować ojcu Cassidy. Co za głupota!
Tak, to była tandetna poezja. Ojciec Cassidy zdawał sobie z tego sprawę. Ale jak na to dziecko... a przytem był tam jeden wiersz, który ratował wszystkie inne. To też ojciec Cassidy odezwał się wreszcie:
— Pisuj nadal poezje, moje dziecko.
— Doprawdy? — spytała Emilka, zdyszana.
— Sądzę, że zczasem osiągniesz pewne rezultaty. Jakie, nie wiem, nie umiałbym określić... ale pracuj dalej... koniecznie.

253