Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czy może poprosić ojca Cassidy o jeszcze jedną łaskę.
— Myślę, że pan jest niezwykle dobry — odrzekła.
— Jestem dobry, przyznaję — odrzekł ojciec Cassidy. — Taki jestem dobry, że uczynię wszystko, co zechcesz, bo czuję, że jeszcze chcesz czegoś.
— Mam kłopot, mam ten kłopot od początku lata. Widzi pan... ja jestem poetką.
— Święty Boże! Panna ze Srebrnego Nowiu, a zarazem Elf, a zarazem poetka, i to wszystko w jednej osobie, to trochę za wiele na skromnego księdza, takiego, jak ja. Weź jeszcze kawałek ciasta i opowiadaj.
— Otóż... ja piszę poemat epiczny.
— Kiedy zaczęłaś?
— Na wiosnę. Zatytułowałam go „Biała Pani”, ale teraz zmieniłam tytuł na: „Dziecię Morza”. Czy to nie jest lepszy tytuł?
— Znacznie lepszy.
— Napisałam trzy rozdziały i nie mogę iść naprzód, bo zatrzymało mnie coś, czego nie wiem i czego nie mogę nigdzie znaleźć. Tak mnie to martwi!
— Cóż to jest?
— Mój poemat — mówiła Emilka, połykając z rozkoszą ciasto — opisuje bardzo piękną pannę, z bardzo dobrego domu, którą wykradziono jej prawdziwym rodzicom, gdy była dzieckiem i wychowano w chacie drwala.
— Jedna z siedmiu fabuł zasadniczych na świecie — mruknął ojciec Cassidy.
— Co?...

249