Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z pewnością Murrayowie ze Srebrnego Nowiu mieli prawo spodziewać się aż tego po Opatrzności.
Tadzio nadszedł, gwiżdżąc. Zbliżył się do niej niedbałym krokiem.
— Co się stało? — zapytał.
— Wszystko się stało — odrzekła Emilka ze złością. Tadzio nie powinien był wyglądać tak obojętnie. Przyzwyczajona była do żywszego współodczuwania ze strony Tadzia i ta jego pozorna beztroska potęgowała jej zmartwienie.
— Czy nie wiesz, że Wysoki Jan zamierza w poniedziałek przystąpić do wycinania naszych sosen?
Tadzio pokiwał głową.
— Tak. Ilza mi powiedziała. Ale słuchaj, Emilko, przyszło mi coś na myśl. Wysoki Jan nie ośmieliłby się ruszyć ani jednej sosny, gdyby mu ksiądz zabronił.
— Tak?
— Tak; katolicy muszą czynić to wszystko, co im nakaże ich ksiądz.
— Nie wiem o tem, ja jestem presbiterjanką.
Emilka podniosła głowę do góry. Pani Kent była anglikanką, wszyscy o tem wiedzieli. Tadzio uczęszczał wprawdzie do presbiterjańskiej szkółki niedzielnej, ale w kołach presbiterjańskich boczono się na niego z powodu religji matki.
— Gdyby twoja ciotka Elżbieta poszła do ojca Cassidy, do Białego Krzyża i poprosiła go, aby wpłynął na Wysokiego Jana, możeby on to uczynił — ciągnął dalej Tadzio.
— Ciotka Elżbieta nigdy tego nie uczyni — rzekła Emilka stanowczo. — Za dumna jest na to.

240