Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mianę pychy i byłaby się zawlekła na klęczkach do Wysokiego Jana, błagając go, aby cofnął swą mściwą rękę. Ale pewna była, że to byłoby daremne. Wysoki Jan niewątpliwie wykona swą groźbę. Dużo o tem rozprawiano w Czarnowodzie, niektórzy radzi byli temu nowemu upokorzeniu pychy Murrayów, temu umniejszeniu prestiżu Srebrnego Nowiu, inni zaś twierdzili, że jest to niski i nieszlachetny postępek ze strony Wysokiego Jana, dziwiąc się zarazem, że ten zawzięty człowiek nie uczynił już oddawna tego, co teraz obwieścił. Niecierpiał on zawsze Elżbiety Murray, jeszcze z ich wspólnych czasów szkolnych, kiedy nie oszczędzał go jej ostry język.
Razu pewnego siedziała Emilka na ławce w Czarnowodzie i płakała. Posłano ją, żeby złożyła kwiaty na grobie babki Murrayowej. Wykonała polecenie, a teraz nie miała odwagi wracać do domu, gdzie ciotka Elżbieta czyniła wszystkim życie wręcz nieznośnem, dlatego że była sama tak bardzo nieszczęśliwa. Perry przyniósł wiadomość, że Wysoki Jan oznajmił poprzedniego dnia kowalowi, iż w poniedziałek zrana zacznie wycinać gaik przy Srebrnym Nowiu.
— Nie przeżyję tego — szlochała Emilka.
Kilka róż jesiennych patrzyło na nią. Królowa Wichrów kołysała długą trawą, rosnącą na mogiłach, w których dumni Murrayowie, mężczyźni i kobiety, spali spokojnie, obojętni na dawne urazy i namiętności; słońce wrześniowe przyświecało łagodnie, niebo było błękitne, bez chmurki.
— Nie rozumiem, dlaczego Bóg nie zatrzymuje ręki Wysokiego Jana — rzekła Emilka gwałtownie.

239