Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Słońce jasno świeciło, gdyż było to samo południe. Wszystkie okoliczności zdawały się sprzyjać wycieczce w krainę muz. Emilka pisała o widoku z okien szkolnych.
Na ławce tej przed domem nie wolno było siedzieć byle komu. Pozwolenie na to rozkoszne wygrzewanie się na słońcu otrzymywały tylko ulubienice panny Brownell, a do tych Emilka nie należała nigdy. Ale dzisiaj Ilza poprosiła o tę łaskę dla nich obu, a panna Bronwell nie mogła udzielić pozwolenia jednej, a odmówić drugiej. Byłaby to chętnie uczyniła, gdyż należała do tych zawziętych natur, które nigdy nie przebaczają uraz. Panna Brownell pamiętała jeszcze Emilce pierwszy dzień jej pobytu w szkole, uważała, że Emilka była w owym pamiętnym dniu bardzo niegrzeczna dla swej nauczycielki i że niczem nie okupiła tej winy. Emilka nigdy nie słyszała słów uznania, była wciąż przedmiotem szyderstw panny Brownell, nigdy nie doznała najdrobniejszego przywileju, jakiemi dość szczodrze darzyła nauczycielka inne dziewczęta. Tak że możność siedzenia na słońcu była dla niej zupełną nowością.
Emilka była tak zatopiona w swej pracy twórczej, że nie słyszała, co się dzieje dokoła. Nie zauważyła, że lekcja geografji jest skończona, że panna Brownell zbliżyła się i stanęła za nią niespostrzeżenie. Emilka szukała rymu. Wtem rozległ się tuż za nią głos panny Brownell:
— Skończyłaś chyba to dodawanie, Emilko?
Emilka nie skończyła dodawania, lecz pokryła tabliczkę wierszami, których panna Brownell nie powinna, nie może zobaczyć, nigdy! Emilka zerwała się

205