Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sekwencjami swego czynu. Weszła w muł nadbrzeżny po kolana i podniosła kocię. Było jej gorąco z oburzenia, tak że nie czuła zimna wody, ani mroźnego wiatru, jaki ją owiewał. Pędem pobiegła zpowrotem do Srebrnego Nowiu. Widok cierpienia zwierząt przejmował ją stale wielkiem współczuciem, wyprowadzał wręcz z równowagi. Wpadła do kuchni, trzymając kocię w objęciach.
— Ciotko Elżbieto — zawołała — to kocię wcale się nie utopiło i ja zatrzymam je tutaj.
— Nie zatrzymasz go — odrzekła ciotka Elżbieta.
Emilka patrzyła ciotce prosto w oczy. Czuła tę dziwną moc, która wstąpiła w nią wówczas, gdy ciotka Elżbieta przyniosła nożyczki, aby obciąć jej włosy.
— Ciotko Elżbieto, to biedne maleńkie kocię jest przemarznięte, o mało co nie zdechło, jest takie bezmiernie biedne i opuszczone. Cierpiało przez kilka godzin. Ono nie może zostać utopione powtórnie.
W oczach jej było znów spojrzenie Archibalda Murraya, w głosie jej był ton Archibalda Murraya. To się zdarzało wtedy tylko, kiedy cała jej istota była wstrząśnięta do głębi przez szczególnie potężne wzruszenia. Teraz miotał nią żal i gniew.
Na widok spojrzenia swego ojca, patrzącego na nią oczami Emilki, ustąpiła Elżbieta Murray bez walki. To była jej słaba strona. To zjawisko nie byłoby miało takiej mocy, gdyby Emilka była podobna do Murrayów. Ale widzieć nagle przed sobą Murrayowskie spojrzenie, nałożone, niczem maska, na obce rysy, włożone w obce oczy, to był taki wstrząs dla jej ner-

189