Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kła wesoło. — Co cię zatrzymało tak długo? Doczekać się nie mogłam.
Emilkę, która spędziła tragiczną noc, zakłopotało to powitanie. Od wczoraj wylewała łzy obfite, opłakując swą drugą przyjaźń. Nie była przygotowana na tak szybkie zmartwychwstanie tej pogrzebanej zażyłości koleżeńskiej. Ilza robiła wrażenie tak zwykłe, jakgdyby nigdy nie były się pokłóciły ani na chwilę.
— Ech, to było wczoraj! — rzekła, zdumiona, gdy Emilka, nieco chłodna, nawiązała do zdarzeń dnia poprzedniego. Wczoraj a dzisiaj są to dwa różne pojęcia w Ilzy filozofji życiowej. Emilka zgodziła się z tem, uważała to za swój obowiązek. Ilza najwidoczniej nie mogła już teraz obejść się bez niej, bez okazywania komuś uczucia i przywiązania. Co zdumiewało Emilkę, to łatwość, z jaką Ilza zapominała o kłótni, skoro tylko chwila sprzeczki minęła. Była zaskoczona temi zmiennemi nastrojami, polegającemi na nazywaniu jej zrana gadem, krokodylem, a — kochaniem, maleństwem popołudniu.
— Czy nieładnie z mojej strony, że przez ten czas sama urządziłam nasze mieszkanie? — spytała Ilza. — Posłuchaj: Dora Payne nigdy się nie unosi, ona zawsze jest łagodna, ale czy chciałabyś, żeby to była twoja przyjaciółka?
— Nie, ona jest za głupia — przyznała Emilka.
— A Rhoda Stuart? Ona też się nie unosi, ale chyba masz jej dosyć. Czy sądzisz, że jabym cię kiedykolwiek potraktowała tak, jak ona?
Nie, Emilka nie miała co do tego wątpliwości. Ilza miała różne wady, ale była lojalna i uczciwa.

156