Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ilza patrzyła na nią przez chwilę, zwyciężona.
— Idź do djabła! — rzekła.
Emilka wstała i poszła nie do djabła, lecz do Srebrnego Nowiu. Ilza ulżyła sobie, depcząc i burząc gmach z piasku, wzniesiony wspólnemi siłami, poczem również się oddaliła z miejsca swej porażki.
Emilka czuła się bardzo źle. Oto druga zkolei przyjaźń w gruzach, przyjaźń, która również była miła, uszczęśliwiająca. Ilza była idealnym kompanem, niewątpliwie. Doszedłszy do domu, przekradła się Emilka na strych i zapłakała gorzko.
— Przeklęta, przeklęta jestem! — łkała dramatycznie, lecz całkiem szczerze.
Ale nie doznawała tym razem tej goryczy, co przy zerwaniu z Rhodą. To była kłótnia jawna i uczciwa. To nie było pchnięcie sztyletem w plecy. Ale rzecz jasna, że już nigdy Ilza i ona nie będą kompanami. Nie można być kompanem osoby, która nazywa nas podrzutkiem, istotą dwunożną, gadem i posyła nas do djabła. To niemożliwe. A przytem Ilza nigdy jej nie przebaczy; Emilka była dość uczciwa, ażeby uznać, iż sama też się przyczyniła do pogorszenia sytuacji.
Nazajutrz poszła Emilka na miejsce wczorajszej zabawy. Była przygotowana, że znajdzie tam szczątki budowli z piasku oraz statków, które obie tam poznosiły już przed paru dniami. Natomiast zastała tam Ilzę, krzątającą się pilnie: dom i ogródek były zupełnie wykończone, a na froncie widniał piękny salon, połączony z jadalnym gałązką świerkową.
— Dzieńdobry, mała! Oto jest twój salonik. Mam nadzieję, że teraz będziesz zadowolona — rze-

155