Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z pewnością Rhoda Stuart i Dora Payne były w porównaniu z Ilzą „światłem księżyca w zestawieniu z blaskiem słonecznym, winem w porównaniu z wodą”, a przynajmniej byłyby tem w oczach Emilki, gdyby lepiej znała już wtedy Tennysona.
— Człowiek nie może mieć samych zalet — filozofowała Ilza. — Ja odziedziczyłam temperament ojca, ot i wszystko. Zaczekaj, może go kiedy zobaczysz w przystępie wściekłości.
Emilka nie patrzyła na to dotychczas pod tym kątem. Nieraz przychodziła do domu dra Burnleya, ale doktór stale zachowywał się tak, jakgdyby jej nie widział. Najwyżej odpowiadał na powitanie lekkiem skinieniem głowy. Był to człowiek pracowity, miał rozległą praktykę. Przy łożu chorego był miły i sympatyczny, pełen współczucia i solidarności z pacjentem; skoro tylko odchodził od chorego, stawał się znowu szorstki i sarkastyczny. Dopóki ktoś był chory, nie było poświęcenia, do którego nie byłby dla niego zdolny doktór Burnley. Skoro tylko dana osoba wyzdrowiała, doktór sprawiał wrażenie, jakgdyby nie miał dla niej zastosowania. Przez cały czerwiec pochłonięty był ratowaniem Tadzia Kenta. Teraz Tadzio był ocalony, mógł wstawać, ale polepszenie nie było dość szybkie, doktór nie był zadowolony. Razu pewnego zwrócił się do Ilzy i Emilki, które zmierzały właśnie na zwykłe miejsce zabaw i rozkazał im pójść do domku Kentów i bawić się z Tadziem.
— On jest samotny, przygnębiony. Idźcie i rozweselcie go — rzekł doktór.
Ilza nie miała wielkiej ochoty na ten samarytański uczynek. Lubiła Tadzia, ale najwidoczniej nie-

157