Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.

drogę. Miałam wyrzuty sumienia z powodu mojej niegościnności...

Straciła panowanie nad sobą i rozpłakała się... ja także... Zbeczałyśmy się razem, aż nam sił zabrakło. Cieszę się ogromnie, że Allan się znalazł, jestem Bogu wdzięczna za to, ale pragnę zapomnieć, w jaki sposób to się stało.

7 paźdz., 19... Srebrny Nów.

Dzisiaj wieczorem przechadzałam się po cmentarzu. Mógłby ktoś powiedzieć, że nie jest to wymarzone miejsce przechadzki. Ale ja zawsze lubię wędrować tam, gdzie śpią snem wiecznym ci, którzy, odchodząc, wiedzieli o życiu i śmierci o tyle więcej, niż ja dzisiaj, wszyscy dokoła mnie. A szczególniej nadaje się do takiej wędrówki nastrój jesienny i wieczorny. Czytam imiona wyryte na płytach kamiennych, czytam, w jakim wieku umarła dana osoba i zastanawiam się, ile nadziei i obaw, ile miłości i nienawiści leży, pogrzebanych pod daną płytą. Piękna była ta moja przechadzka i bynajmniej nie smutna. A dokoła ciągnęły się czerwone pola i rozległe, przymarznięte zbocza, pokryte gdzie niegdzie lasami. Było tu dużo, dużo rzeczy i zjawisk, które ukochałam i które kocham coraz mocniej. Ilekroć przyjeżdżam do Srebrnego Nowiu (raz na dwa tygodnie), doznaję wrażenia, że to wszystko, co mnie tu otacza, jest mi jeszcze bliższe, jeszcze droższe, niż dotychczas. Kocham rzeczy, niemniej, niż ludzi. Zdaje mi się, że ciotka Elżbieta odczuwa podobnie. I dlatego nie chce żadnych zmian w Srebrnym Nowiu. Zaczynam lepiej ją rozumieć. Widzę teraz, że ona mnie bardzo lubi. Z początku byłam tylko obowiązkiem, ale stałam się czemś więcej.

242