Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Powiedziałam to istotnie, ale nie urozmaicałabym przecież mego sprawozdania wzmianką o pannie młodej, niosącej bukiet sardynek! Niemniej Martinowie pewni są, że była to rozmyślna złośliwość, a Stella Martin nie zaprosiła mnie na seans robót ręcznych do siebie. Ciotka Ruth mówi, że to nic dziwnego, a ciotka Elżbieta zarzuca mi niedbalstwo. Mnie! Boże! Daj mi cierpliwość!

5 pażdz. 19...

Pani Wiliamowa Bradshaw przyjechała do mnie w odwiedziny dzisiaj wieczorem. Na szczęście, ciotka Ruth wyszła. Mówię: na szczęście, bo bynajmniej nie pragnę, aby ciotka Ruth wyszperała jaką rolę odegrałam w odnalezieniu małego Allana. Może to jest „przebiegłe”, jakby niechybnie powiedziała ciotka Ruth, ale prawdą jest, że czy jestem, czy nie jestem przebiegła, nie mogłabym słuchać jej syczenia w związku z tą historją.

Pani Bradshaw przyjechała, aby mi podziękować. Byłam zakłopotana, bo właściwie cóż ja miałam wspólnego z tem wszystkiem? Nie chcę o tem myśleć, ani mówić. Pani Bradshaw mówi, że mały Allan miewa się dobrze, chociaż był okropnie wycieńczony, gdy go znaleźli: nie mógł siedzieć o własnej sile. Ona jest bardzo blada i poważna.

— Byłby umarł w tym domu, gdyby nie pani, miss Starr, ja też byłabym umarła. Nie mogłabym żyć nadal, nie wiedząc, co... och, nigdy nie zapomnę grozy tych paru dni. Musiałam przybyć i dać wyraz mojej wdzięczności. Kiedy wróciłam owego dnia zrana do domu, panie już wyruszyły w dalszą

241