Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak każde inne. W niezrozumiałe zjawiska możemy tylko wierzyć.

— Chciałabym nie mówić o tem — prosiła Emilka, którą przeszywały dreszcze. — Tak się cieszę, że Allan się odnalazł... ale, proszę, niech pan nikomu nie wspomina o roli, jaką ja w tem odegrałam. Niech pan powie, że to panu przyszło na myśl przeszukać ten opustoszały domek. Jabym... nie zniosła, żeby cała okolica o tem tylko mówiła.

Gdy wyszły z małego domku, deszcz przestał padać, słońce zaświeciło. Krajobraz leżał przed niemi, piękny i dziki, jak zwykle w tych stronach, po burzy.

— Zostawmy następne wsie na naszą drugą wędrówkę — rzekła Emilka, trzęsąc się z zimna. — Dzisiaj nie mogłabym zbierać podpisów w żadnym razie. Przyjaciółko droga, chodźmy do Malvern Bridge i pojedzmy stamtąd koleją.

— To było... niesłychane... ten twój sen... rzekła Ilza. — Boję się ciebie trochę, Emilko... poprostu...

— O, nie bój się mnie — błagała Emilka. — To był tylko zbieg okoliczności. Tyle o nim myślałam, a ten dom od wczoraj mnie prześladował...

— Przypomnij sobie, jak odkryłaś tajemnicę Matki... — szepnęła Ilza. — Masz jakiś dar nadprzyrodzony, którego my, zwykli śmiertelnicy, nie mamy.

— Może wyrosnę z tego — rzekła Emilka z rozpaczą w głosie. — Mam nadzieję, że tak... niepotrzebny mi jest taki dar... ty nie wiesz, jak okropnie się tego boję, Ilzo. To takie straszne... Jakgdybym była naznaczona, niesamowita... nie czuję się człowiekiem. Gdy dr. McIntyre mówił, że coś używa mnie jako narzędzia, zimno mi się zrobiło. Wydawało mi

238