Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tem sobie poradził, ale musiałby stać na poziomie okna i pracować oburącz. Na ścianie pod oknem znaleźliśmy ślady jego nóżek, jego rozpaczliwych usiłowań utrzymania się na poziomie parapetu, zbyt wąskiego, aby mógł na nim stanąć. Zresztą nie miał się za co uchwycić... Tem samem nie mógł wzywać pomocy, a raczej krzyczał, ale tamtędy nikt nie przechodził, albo nie doszło ludzkich uszu to wołanie dziecka z poza zamkniętych okien i grubych murów. Słowem, był skazany na zagładę, gdyby nie panie.

— Taka jestem szczęśliwa od chwili, kiedy się znalazł — rzekła Ilza, tłumiąc łzy radości.

Dziadek Bradshaw wsunął nagle głowę przez uchylone drzwi:

— Mówiłem wam, że w XIX wieku nie może zginąć dziecko — rzekł.

— Zginęło jednakże — zawołał dr. McIntyre i nie byłoby się odnalazło w porę, gdyby nie jasnowidzenie tej panienki. To jest doprawdy nadzwyczajne.

— Emilka jest... medjum — rzekła Ilza, naśladując pana Carpentera.

— Medjum! Hm! Bardzo ciekawe, bardzo ciekawe. Nie twierdzę, że rozumiem. Babka powiedziałaby, że ona ma szósty zmysł. Ona wierzy w to święcie, jak wszyscy Szkoci.

— Och, pewna jestem, że nie mam daru jasnowidzenia — zaprotestowała Emilka. — Widocznie śniło mi się to... więc wstałam podczas snu... ale... ja wcale nie umiem rysować.

— W takim razie coś użyło pani jako narzędzia — rzekł dr. McIntyre. — Wreszcie twierdzenie babki, jakoby pani miała szósty zmysł, jest równie rozsądne,

237