Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zniknął w sypialni siostry. Pani Hollinger wtargnęła, jak burza, do kuchni.

— Znaleźli go... znaleźli małego Allana... na podłodze w hallu... w domu Scobiego!

— Czy... żyje?... — spytała Emilka.

— Tak... ale ledwo może mówić... lekarz powiedział, że będzie żył, że nawet wkrótce odzyska przytomność i siły... ale jeszcze kilka godzin, byłoby po wszystkiem...

Dziki krzyk radości rozległ się w przyległym pokoju. Klara Bradshaw z rozwianym włosem i zbielałemi wargami, z błyskiem szczęścia w oczach, przebiegła przez kuchnię i rzuciła się ku wzgórzu. Pani Hollinger porwała palto i pobiegła za nią. Dr. McIntyre padł na krzesło.

— Nie mogłem jej zatrzymać... a ja już nie mogę biec dalej... ale radość nie zabija. Okrucieństwem byłoby zatrzymywanie jej, gdybym nawet zdołał.

— Czy mały Allan ma się dobrze? — spytała Ilza.

— Będzie się miał dobrze. Biedak jest wyczerpany, to jasne. Nie byłby przeżył jeszcze jednego dnia. Zanieśliśmy go do doktora Mathesona i poruczyliśmy go jego opiece. Dopiero jutro będzie można przenieść go do domu.

— Czy pan wie, którędy on się tam przedostał?

— On nie mógł nam niczego powiedzieć, to zrozumiałe. Ale ja wiem, jak się to stało. Jedno okno nie jest uszczelnione, silny wiatr je rozchylił, Allan wspiął się i wszedł, ale potem nie mógł się już wdrapać do wysokości parapetu, a tymczasem wiatr okno zatrzasnął i trzeba było siły, ażeby je otworzyć. Allan byłby z

236